Tytuł nie jest przejęzyczeniem ani prowokacją. Kiedy piszę te słowa, mecz
jeszcze trwa i sądząc po jednorazowej eksplozji dzikich wrzasków i petard za
oknem, wygrywamy 1:0 (uczę się na słuch rozpoznawać, kiedy my strzelamy, a
kiedy nam strzelają).
Nie udało mi się bezpośrednio po pracy pojechać z aparatem na Most
Poniatowskiego i to co najgorsze dla człowieka i najlepsze dla fotografa mnie
ominęło. Kibolska hołota została najwyraźniej po drodze wyłapana przez policję,
bo kiedy się pojawiłem przy Stadionie Narodowym, być może właśnie wskutek
doboru prewencyjnego spotkałem wyłącznie kibiców „z krwi i kości”. Kibice obu
drużyn (dla niezorientowanych: Polski i Rosji) najzupełniej otwarcie prezentują
barwy swoich krajów. Robią sobie wspólne zdjęcia. Przeważają jednak barwy
biało-czerwone. Raz co prawda usłyszałem, jak jakiś idiota zaintonował „raz
sierpem, raz młotem…”, ale poza tym atmosfera radosnego pikniku.
Robiąc zdjęcia zastanawiałem się niekiedy, czy ktoś był na tyle
nieroztropny, by fotografować na czarno-białym filmie.
Dzisiaj wszyscy jesteśmy Polakami:
Wiara w zwycięstwo czyni cuda:
Z jakiegoś powodu dostrzegam tu symetrię i to właśnie ona mnie natchnęła do popełnienia tego zdjęcia:
Nudne to Euro. Dobrze, że choć pchły są:
Barwy wojenne muszą być!
Do dupy z takim Euro:
Polska gola!
Polak, Rusek, cztery bratanki:
Wytwarzał wokół siebie potężne pole siłowe:
Pokonamy ich wdziękiem:
Product placement albo The Rolling Stones z Południowej Afryki:
Szeroka rosyjska dusza:
Sielanka... co za kretyn wspominał o kolejnym "Cudzie nad Wisłą"?
Chłopaki jak z reklamy "Michałków":
Smutek plastików:
Rossija w szerszej perspektywie nie wygląda przytłaczająco:
Zdążyłyśmy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz