czwartek, 12 września 2013

Terlikowski przechodzi na stronę "cywilizacji śmierci"

     Co zrobi żaba, kiedy się ją wrzuci do wrzątku? – Wyskoczy. A gdy się ją wrzuci do zimnej wody i zacznie tę wodę podgrzewać? – Ugotuje się żywcem. I chociaż nie bardzo wiadomo, co myśli gotująca się żywcem żaba, to skoro nie wyskakuje z wody można sądzić, że nie zauważa zachodzącej w otoczeniu zmiany, o jakiejś rewolucji nie wspominając. Być może wszystkich, którzy by ją przekonywali, że coś jest nie tak, oskarżyłaby o „bezbrzeżną ignorancję”.

      Z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia dzisiaj – obwieścił na portalu Fronda.pl Tomasz Terlikowski, nazywany (głupio) polskim talibem. – Franciszek napisał dość oczywiste zdanie, że człowiek niewierzący powinien kierować się w życiu sumieniem, a media oznajmiły rewolucję. Nowy sekretarz stanu w wywiadzie przypomniał, że celibat nie jest dogmatem, a dziennikarze już wieszczą zmiany w sprawie bezżeństwa księży. I przekonują, że to absolutna nowość. A ja przecieram oczy ze zdumienia.
     Dalej Terlikowski tłumaczy, że niekonieczność celibatu i konieczność życia w zgodzie z własnym sumieniem to „oczywista oczywistość”, więc papież Franciszek nie mówi niczego odkrywczego.

     Dla mediów jednak każda okazja do robienia wrażenia rewolucji i postępu jest dobra. Tyle, że to więcej nam mówi o ignorancji dziennikarzy, niż o rzeczywistych planach czy zamiarach Ojca Świętego.

     Który to już raz Terlikowski protestuje przed namaszczaniem Franciszka na ostatniego sprawiedliwego w mieście? I który to już raz przedstawia się jako ten, który jest w mieście ostatnim rozumnym, czyli tym, który zna „rzeczywiste plany czy zamiary Ojca Świętego”?
     W jednym się z Terlikowskim zgodzę: Franciszek nie mówi niczego odkrywczego. Jest w gruncie rzeczy bardziej konserwatywny od któregokolwiek z papieży, urzędujących ostatnio w Watykanie. Franciszek jest wręcz tak konserwatywny, jak to tylko możliwe: wraca do najbardziej podstawowych korzeni Kościoła Katolickiego i mówi: miłuj brata bliźniego bez względu na to, kim jest, trzymaj się przykazań, bądź pokorny. Rzecz w tym, że dla Kościoła Katolickiego w Polsce, który odszedł od tych korzeni tak daleko, jak to tylko możliwe, głoszenie konserwatywnych treści jest czynem najbardziej rewolucyjnym z możliwych.

     Skąd w Terlikowskim konsekwencja z jaką odmawia przyjęcia do wiadomości rzeczonej rewolucji? Jego sytuacja jest teraz nie do pozazdroszczenia. Mógłby przecież przyznać, że głos Franciszka naprawdę odróżnia się od głosów innych dostojników kościelnych, w tym również poprzednich papieży. Jednak tym samym nie tylko stanąłby w jednym szeregu z „postępowymi” mediami, a więc po stronie „cywilizacji śmierci”, ale też wbrew sobie zwróciłby się przeciwko niemal całej klerykalnej elicie Polski. W związku z tym przyjął niewygodną i dosyć zabawną pozycję głównego egzegety papieża Franciszka, tłumacząc, „co autor naprawdę miał na myśli”. Uparcie więc przekonuje, że nie ma żadnej sprzeczności pomiędzy głosem Franciszka, a dogmatami Kościoła Katolickiego. Oczywiście, że nie ma. Sprzeczność jest pomiędzy głosem Franciszka, a postępowaniem Kościoła Katolickiego, nie tylko zresztą w Polsce, co Terlikowski skrzętnie przemilcza.

     Wierzę, że Terlikowski jest w stanie uzgodnić swoje stanowisko ze stanowiskiem Franciszka i co za tym idzie, z dogmatami Kościoła Katolickiego. Z powodów społeczno-politycznych nie jest jednak możliwe uzgodnienie tego z postępowaniem polskich hierarchów kościelnych. Rozdźwięk pomiędzy tym, co mówi papież i tym, co robi spora część polskiego kleru będzie się pogłębiał, ponieważ ani papież nie zrezygnuje ze swoich poglądów, ani nasz kler nie zrezygnuje z władzy i pieniędzy. Ciekawe tylko, kiedy Terlikowski się zorientuje, że jego sui generis wierność papieżowi coraz bardziej go oddala od swoich ideologicznych i duchowych protektorów. Ciekawe, kiedy się zorientuje, że im bardziej zgadza się z papieżem, tym bardziej przechodzi  na stronę „rewolucji”. Doprawdy, jeszcze się doczekamy sytuacji, gdy Terlikowski (zgadzając się z papieżem, który przecież nie mówi niczego „odkrywczego”) będzie tłumaczył, że każdemu, bez względu na przynależność religijną, rasę czy orientację seksualną, należą się te same prawa. Że kobieta jest nie tylko od rodzenia dzieci, ale jeżeli chce, może się spełniać na dowolnie wybranej przez siebie płaszczyźnie. Że jeżeli papież mówi o ubóstwie kleru i jego służebnej wobec wiernych roli, to należy to rozumieć dosłownie, jako stan konta, a nie jako metaforę „stanu ducha”. I zanim się zorientuje, że coś jest nie tak, temperatura środowiska osiągnie stan wrzenia.