poniedziałek, 13 września 2010

Festiwal Filozofii

           Trzecia edycja Festiwalu Filozofii, być może najbardziej intensywnych spotkań filozoficznych w kraju, skończyła się w sobotę wieczorem recitalem pieśni greckich Iliasa Wrazasa. Dlaczego intensywnych? A bo filozofia i alkohol lały się strumieniami. Przez pięć dni z rzędu. I doprawdy, jest to powód do dumy, nawet, jeżeli jest to duma à rebours.
            Zresztą, filozofia bardziej uderza do głowy, niż alkohol.
            To był mój drugi FF. Na ubiegłoroczny trafiłem na zaproszenie Bogdana Banasiaka, naczelnego sadysty RP, na bieżący zresztą również. Tym razem bez referatu, jako że filozofię francuską, zawłaszczającą mnie jeszcze kilka lat temu, zdradzam teraz z literaturą. Owszem, filozofia francuska to także namysł nad literaturą, szerzej, nad dyskursem; ale z dwojga dobrego, zamiast namyślać się nad dyskursem, wolę uprawiać dyskurs. Własny. Zamiast metajęzyka – język. Własny. Co za upadek…
            Za rok znowu przemówię na FF własnym – mam nadzieję – językiem. Bo jak upadać – to, według interpretacji poety – „we wszystkich kierunkach”. Zgodnie z duchem współczesności. Tak czujnie interpretowanej przez Francuzów. Będę mówił o tolerancji. Ja, być może najbardziej nietolerancyjny obywatel polis, który, tak jak Cioran, nie mogąc się przy tym powołać na żaden dogmat, skończę jako teoretyk nietolerancji.

            Forsowny plan referatów i wykładów nie przeszkodził mi wybrać się do miasta z aparatem. Mam słabość do podglądania ulicy, zwłaszcza, jeżeli jest to ulica innego miasta. Tej krótkiej notatce towarzyszą zdjęcia zrobione na ulicach Olsztyna.






1 komentarz:

  1. No proszę bardzo, jak pięknie upadajaco kulturowo Łódź sięga swymi wiosełkami do miast innych. A tu- nic, proszę Pana, sieczka. A jak już coś, to dowiadujesz się tego po fakcie.

    OdpowiedzUsuń