wtorek, 10 sierpnia 2010

Słoń a sprawa polska

            Kolejna posłanka PiS w akcji. Anna Sobecka sprzeciwiła się uroczystym obchodom 100-lecia urodzin Czesława Miłosza rezolutnie wyjaśniając, że sześć lat od śmierci poety to zbyt krótki okres czasu, żeby ocenić jego dorobek.
            Przy całej mojej sympatii i bezkrytycznej akceptacji poczynań członków – a zwłaszcza członkiń – tej światłej partii, mam jednak niejaki problem ze zrozumieniem toku rozumowania posłanki Sobeckiej. Niewątpliwie wina jest po mojej stronie, a konkretnie upatrywałbym jej w brzydkiej skłonności do analizowania, której to cechy niepomiernie się wstydzę i nijak nie umiem się z niej wyleczyć. Bardzo bym chciał przyklasnąć pani Sobeckiej, pogratulować trzeźwości spojrzenia i merytorycznej uczciwości. Oto zimna kobieta, chłodno patrząca na świat, odporna na nowinki i nie ulegająca bieżącym emocjom. Cóż znaczy sześć lat? Literatura jest wieczna i w tej optyce winniśmy ją oglądać. A teksty, które nie przetrwają przynajmniej pięciuset lat, są bezwartościowe.  Okażmy więc nieco rozwagi i cierpliwości. Fetować Miłosza zawsze zdążymy, zwłaszcza że – jak nam obwieszcza nasza posłanka – wkrótce za sprawą zdumiewających osiągnięć współczesnej medycyny, będziemy bez problemu dociągać nawet do sto dwudziestki. Czymże jest zatem marne dziewięćdziesiąt trzy lata życia poety, którego wielkość jest w dodatku nader problematyczna? Jakaż byłaby konfuzja, jakiż niesmak i wstyd po całym świecie, gdybyśmy wskutek własnej nierozwagi jęli świętować urodziny poety, a tymczasem mozolne badania kompetentnego gremium uczonych wykazałyby, iż rzeczony poeta najzupełniej nie jest tego warty? Skutki takiej lekkomyślności, takiego pośpiechu i rozgorączkowania ciągnęłyby się za nami długie lata. Kto wie, ilu znakomitych i czysto polskich poetów wzdragalibyśmy się potem czcić w obawie, że cześć oddalibyśmy im – niewczesną? Miałoby to druzgocący wpływ na kształt polskiej kultury i naszego młodzieży chowania. Bo i jakiż dalibyśmy jej przykład organizując uroczyste akademie, debaty, koncerty i spotkania oddając w ten sposób honory komuś, kto z jakiegoś powodu na to nie zasługuje? Pamiętacie to opowiadanie Mrożka? Dyrektor zoo okazał się karierowiczem. Zamiast kupić prawdziwego słonia, z powodów oszczędnościowych kupił gumową atrapę i kazał ją nadmuchać. Kiedy przyszedł silny wiatr, słoń uniósł się w powietrze i odleciał. Miało to fatalny wpływ na młodzież, która akurat odwiedzała zoo. Nie tylko opuściła się w nauce, ale także zaczęła pić i palić. A najgorsze było to, że przestała wierzyć w słonie. Całkowicie i nieodwołalnie.
            Pojmujecie tedy, jaka ciąży na nas, dorosłych, odpowiedzialność za młodzieży chowanie i z jaką ostrożnością należy dobierać i hołubić autorytety? Doprawdy, sześć lat na ocenę dorobku poety to jak mgnienie oka. Któż w mgnieniu oka jest w stanie ocenić dorobek kogoś tak płodnego, jak Czesław Miłosz?
            No dobrze. Skoro jednak z takim entuzjazmem odnoszę się do roztropności posłanki Sobeckiej, to skąd moje wątpliwości? Dlaczego nie stanę się orędownikiem zdrowego rozsądku i dlaczego nie będę za posłanką mojej ulubionej partii nawoływał do powstrzymania się od zbyt pochopnych działań? Winny jak zwykle jest mój krytycyzm i słabość do myślenia. Doprawdy, gdyby nie to, że potrafię myśleć, i to w dodatku myśleć krytycznie, już dawno bym się zapisał do PiS-u. Przyjdzie jednak czas, że się pozbędę tej okropnej, wstydliwej przywary i już nic nie przeszkodzi mi zostać członkiem tej zasłużenie silnej i godnej najwyższego szacunku partii. Jakiż to będzie dla mnie zaszczyt! Jaka radość!
            Do rzeczy. Jako człowiek niedoskonały (ale wytrwale pracujący nad sobą), niestety, myślę. I myślę sobie, że skoro sześć lat to za mało, żeby ocenić, czy człowiek jest godny szacunku czy nie, to ja w takim razie nie wiem już nic. O posłance Sobeckiej usłyszałem po raz pierwszy przed kilkoma dniami. To zbyt krótki okres czasu, żeby ocenić jej dorobek. A może się myli? Wierzę, że nie, ale skoro można przestać wierzyć w słonie, to znaczy, że można przestać wierzyć we wszystko, a więc także i w Sobecką. Jakże to – miałbym zostać bez autorytetu tylko dlatego, że posłanka Sobecka żyje? Z najwyższym trudem przychodzi mi sformułowanie poniższej myśli, ale skoro myślę – choć nie chcę – to muszę myśleć uczciwie. Posłanka Sobecka, jeżeli ma mieć rację, musi umrzeć. I to umrzeć dawno temu. Przynajmniej pięćset lat temu. Tylko to dałoby kompetentnemu gremium uczonych czas na mozolne zbadanie, czy myśl rzeczonej posłanki jest cokolwiek warta. Bo jeżeli nie, zmarnujemy kapitalną okazję, żeby „siedzieć głośno”, to znaczy mówić głośno o człowieku, którego dorobek jest nie do przecenienia, zwłaszcza co się tyczy chowania młodzieży.
            Oby się jednak nie okazało, że człowiek, żeby ocenić jego rozumność, wcale nie musi umierać. Wyjaśniłoby to przy okazji zagadkę, dlaczego niektórzy stają się uznanymi autorytetami (albo uznanymi kretynami) już za życia. I doprawdy, nie chciałbym, żeby najbliższa okazja do debaty nad Miłoszem pojawiła się dopiero za lat dwadzieścia, to znaczy w sto dwudziestą rocznicę jego urodzin tylko dlatego, że ktoś się okazał kretynem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz