czwartek, 5 sierpnia 2010

Crossgate

            Przed pałacem prezydenckim stanął krzyż. Postawili go harcerze, chcąc w ten sposób uczcić zmarłego w kastrofie lotniczej prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Władze, w porozumieniu z kościołem, postanowiły przenieść krzyż do jednego z kościołów. Nie przewidziano jednak fanatycznego oporu obrońców krzyża, którzy inwektywą, modlitwą i ordynardną przemocą wymogli pozostawienie krzyża na miejscu, dostawiając do niego pomniejsze krzyże, często klecone z byle patyków.
Nikt, wliczając w to zagranicznych korespondentów, nie ma wątpliwości, że za intrygą stoi partia brata zmarłego prezydenta, bez najmniejszych skrupułów zagrzewającego obrońców do wytrwałości. Sprawy już bowiem zaszły tak daleko, że dzisiaj niepodobna określić swojej religijno-narodowej tożsamości, bez uwzględnienia afery krzyżowej, owej żałosnej, idiotycznej crossgate. Zarządzanie naszym stosunkiem do afer to aktualnie najskuteczniejsza metoda na podporządkowanie sobie polskiego społeczeństwa, które jest, pora to powiedzieć wprost, nadzwyczaj głupie. Wyjaśnia to przy okazji, dlaczego afery w Polsce wybuchają, dlaczego muszą wybuchać. Nie dorobiliśmy się bowiem jeszcze elity, która potrafiłaby przejąć w Polsce władzę bez pasożytowania na naszej głupocie.
Oto postpolityka w najczystszej postaci. To już nie jest polityka prowadzona innymi środkami. To inne środki zamiast polityki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz