środa, 14 marca 2018

Pudelpuder #1, czyli rzecz o nieheteronormatywności


Nigdy nie lubiłem słowa „heteronormatywność” bo brzmi tak technicznie i oficjalnie, jakby orientacja płciowa posiadała charakter urzędowy. Wróć, w zasadzie posiada, wprawdzie bardziej polityczny, niż urzędowy, ale rzecz i tak jest do zmiany. Bo i cóż to za pomysł, żeby ocen i wartościowań w przedmiotowym zakresie dokonywali politycy z ław sejmowych, księża z ambony, a w skrajnie niebezpiecznych przypadkach także i „prawdziwi patrioci” z dość oczywistym akcesorium w łapach?

Otóż w ramach walki ze szkodliwymi stereotypami, że geje i lesbijki są „jacyś inni”, łódzki artysta Piotr Kaczmarek, znany jako Pietroff, zorganizował z przyjaciółmi w ostatnią noc z soboty na niedzielę imprezę Pudelpuder #1. Impreza odbyła się w neutralnym płciowo klubie „Żarty żartami” w Łodzi i zgromadziła uczestników orientacji dowolnych. Gdyby przez przypadek trafił się tam ktoś z homofobicznymi zastrzeżeniami miałby sporo problemu, żeby w rozbawionym i podrygującym na parkiecie tłumie zorientować się przeciwko komu je wysunąć. I w gruncie rzeczy o to chodziło: bawiliśmy się wszyscy tak samo, bo wszyscy jesteśmy w pewnych, ważnych w tym aspekcie sprawach, podobni do siebie.

Gwoździem (trzema gwoździami) programu były występy drag queens, które – że użyję wyświechtanego do nieprzyzwoitości zwrotu – rozgrzały publiczność do czerwoności. Za opiekę muzyczną odpowiedzialna była Muzyka Nieheteronormatywna. Serii występów było trzy (ostatni wspólny dla całej trójki), pozwoliłem sobie wybrać do prezentacji po jednym. Najpierw na scenie pojawiła się Hieemeras La Fave, która ubrana i umakijażowana na postać rodem z burleski wykonała show oparty o lubieżne, nieśmiertelne „Przeleć mnie” Alibabek oraz coś jeszcze, czego nie znam. Hieemeras w pełni panowała nad występem oraz publicznością i widać było, że ten rodzaj kontroli, jaką sprawuje nad odbiorcami, sprawia jej przyjemność.




Zaraz po niej wystąpiła The Livbertine postać filigranowa, delikatna i z początku jakby nieco onieśmielona. Wrażenie wycofania podkreślała tajemnicza muzyka Bjork. Osobisty, bardzo intymny taniec Liv początkowo zdawała się kierować ku własnemu wnętrzu, stopniowo jednak nabierała energii, wchodziła w kontakt z publicznością i w rezultacie całkiem słusznie zasłużyła na entuzjazm.



Uel z kolei zaprezentował zupełnie odmienną strategię tańca: po scenie poruszał się ekspresyjnie, jakby zmagał się z niewidzialną energią. Jego taniec był gwałtowny, ale nie chaotyczny, na skraju dzikości, ale w pełni kontrolowany. Przychodzi mi na myśl nadużywane w dyskursie o roli gender w kulturze słowo "transgresja" - taniec Uela był par excellence transgresywny, tancerz szukał siebie na scenie i jednocześnie przekraczał przechodząc przez kolejne etapy wtajemniczenia. I to wszystko na oczach zachwyconej publiczności.



Aniśmy się obejrzeli, a zaczęła dochodzić trzecia w nocy, czas powrotu do Warszawy, choć to dopiero był środek nocy i środek imprezy. Dziękuję Pietroff za zaproszenie. Oczywiście widzimy się na Pudelpuder #2, wtedy zapewne zostaniemy do końca albo nawet dłużej i będzie wreszcie okazja napić się whisky i na świeżo podzielić wrażeniami w towarzystwie Twojej papugi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz