sobota, 10 listopada 2012

ONR, przemoc i elokwencja



Szef ONR-u, Przemysław Holocher udzielił wywiadu Aleksandrowi Majewskiemu z portalu Fronda.pl. Tytuł jest mylący, sugeruje bowiem, że organizacja postanowiła się wreszcie porachować z antysemityzmem we własnych szeregach. Zamiast tego otrzymaliśmy jednak gorliwą, namiętną obronę przed zarzutami, że ONR tworzą ludzie ze skłonnościami do przemocy. Okazją stał się przygotowywany przez narodowców kolejny Marsz Niepodległości. Jak pamiętamy, w ubiegłym roku ta „patriotyczna” manifestacja skończyła się mordobiciem, starciami z policją i dewastacją miasta. Holocher jednak uparcie nas przekonuje, że ONR to grzeczna organizacja na poziomie. Przyjrzyjmy się zatem uważnie jego wypowiedziom, być może uda się nam zrozumieć, co autor naprawdę miał na myśli.

            Co zrobiliście, aby się nie powtórzyła sytuacja z ubiegłego roku?
            Gros osób, które robiło zadymy było prowokatorami. Mamy na to świadectwa różnych ludzi. Druga strona medalu jest taka, że policja bardzo często dostaje dyrektywy, co do prowokowania kibiców, a jak wiemy, kibice nie potrzebują wiele, aby włączyć się w walkę. To normalny odruch ludzki.
            Normalny odruch ludzki. A więc policja dostała „dyrektywy”, żeby prowokować kibiców do bardziej ludzkiego zachowania. To bardzo ciekawe spostrzeżenie, wynika z niego, że w trakcie Marszu Niepodległości najwięcej ludzkich odruchów wykazali zadymiarze, kibole i pospolici bandyci dla których – sprowokowanych lub nie – Marsz był okazją żeby wszcząć bójkę i spalić przy okazji jakiś samochód lub wybić szybę w sklepie. W związku z tym wszyscy ci, którzy podczas marszu zachowali spokój powinni się wstydzić, skoro byle łobuz wykazał się większą „ludzkością” od nich. I dalej:
Sądzę, że gdyby nie przyzwolenie na skrajnie lewacką demonstrację, w której uczestniczyła Antifa z Niemiec, gdyby nie prowokacyjne zachowania policji, nawoływania do rozejścia się, to podobna sytuacja nie miałaby miejsca.
Oczywiście, że nie. Ofiara jest zawsze sobie winna. Gdyby nie policja, to niczym nie sprowokowani „kibice” nie mieliby okazji zademonstrować swoich „ludzkich odruchów” tłukąc niewinnych ludzi i tym samym ściągając na siebie nieuzasadniony gniew oburzonego społeczeństwa.
Za prowokatorów uważam osoby ze strony lewicowej, które mogły być wpuszczone przez służby czy policję na ten marsz w kominiarkach, po to, żeby prowokować tego typu ekscesy.
Klasyczny przykład prawicowej retoryki, która powtarzana do znudzenia, zaczyna wytwarzać sformatowane dogmaty. Założenie tej retoryki jest proste: jeżeli wichrzyciel się wywodzi ze środowiska lewicowego, to jest lewackim bandytą i kropka. Jeżeli jednak wszystko wskazuje na to, że to członek bojówek ONR-u, kibol lub inny „patriota” to znaczy, że mamy do czynienia z prowokacją, a więc mimo wszystko jest to „lewacki bandyta” i też kropka. Koło się zamyka, narodowcy pozostają czyści nawet, jeżeli flekują ludzi, rzucają cegłami w szyby okienne lub podpalają samochody. Bo przecież „w rzeczywistości” to dzieło prowokatorów.
Tak naprawdę nie wiemy kto brał udział w zadymach na Pl. Konstytucji, wiemy natomiast, że dochodziło tam do rozlicznych prowokacji, wiemy także, że znaczna część kibiców szła – wraz ze mną – w głównej kolumnie manifestacji. Dlatego absolutnie nie zrzucałbym winy na to środowisko.
Ta sama retoryka. Nie wiemy kto, ale jednak wiemy, a dowód na przynależność do prawicowych bojówek jest z automatu dowodem na prowokację, a więc równie automatycznie dowodem na lewacki bandytyzm. Innymi słowy, im bardziej „prawdziwi patrioci” rozrabiają, tym bardziej pozostają czyści. Wina spada na tych, którzy są a priori „nieczyści” nawet, jeżeli nie robią nic złego.
Zawsze znajdą się osoby nieodpowiedzialne, szukające zaczepki, ale to nie powód, aby obwiniać całe środowisko.
Właściwie dlaczego nie? To powszechna praktyka. „Ojcowie jedli niedojrzałe winogrona, a synom ścierpły zęby” (Jer 31:29; Eze 18:2-4). Krytyka Polityczna przecież nie zapraszała do swojej siedziby niemieckiej Antify. Otoczeni przez policję Niemcy znaleźli po prostu schronienie w najbliższym znanym sobie miejscu. Skonfiskowany u jednego z antifowców kastet stał się pretekstem do najzupełniej poważnie dystrybuowanej tezy – także przez ONR – że siedziba KP to siedlisko terroryzmu i składowisko broni, podczas gdy jedyną bronią Krytyki Politycznej są książki. Cóż więc stoi na przeszkodzie, żeby odwrócić retorykę i z pełną powagą oznajmić, że ONR to zgraja bandytów, którzy tylko marzą o zrobieniu jakiejś krwawej zadymy? – Nic poza rozumem i przyzwoitością – i to jest właśnie powód dla którego Krytyka Polityczna – na przekór dominującym tendencjom – nigdy nie będzie obwiniać synów o grzechy ojców.
Niejednokrotnie stykałem się z opiniami w stylu: „Myślałem, że ONR to zwykli chuligani, ale po tej rozmowie stwierdzam co innego”. Nie brakuje nam inteligencji i elokwencji, ale jesteśmy radykałami. Nie ukrywamy tego.
Jest godne uwagi, jaką karierę zrobił stereotyp ONR-owca jako tępego osiłka, a tu proszę: subtelny, „elokwentny” inteligent. Szkoda tylko, że tę wypowiedź szefa ONR-u musimy w całości przyjąć na wiarę. Fakty bowiem świadczą o tym, że typowemu ONR-owcowi bliżej raczej do „zwykłego chuligana”, aniżeli oczytanego młodzieńca z klasą. A jeżeli kogoś nie przekonują fakty (pobity człowiek, wybita szyba, spalone auto), to zawsze pozostaje świadectwo osoby związanej ze środowiskiem. „Pierwsza manifestacja – skupisko nabuzowanych złością (w sumie, złością w jakiś sposób zrozumiałą, ale wiele do życzenia pozostawia sposób jej rozładowania) groźnie wyglądających (w większości) mężczyzn, druga – pokojowy marsz uśmiechniętych ludzi. Ze strony pierwszej padają przekleństwa i petardy, z drugiej – dźwięki muzyki, śmiechy i (niby) przyjazne gesty. Czy alternatywą na tę drugą, jest tylko pierwsza? Czy, gdybyśmy mieli wybierać, są tylko dwie, skrajne opcje? – lewacka tolerancja dla wszelkich dewiacji, homo, trans i Bóg wie, czego jeszcze, albo radykalny, nie oszukujmy się – czasem faszyzujący, tandem MW-ONR?” – pisze w niesamowitym, emocjonalnym tekście Marta Brzezińska z Frondy. I jeszcze: „Pośród gromady łysych osiłków i rzucających petardami kiboli udało mi się znaleźć dosłownie jedno (sic!) małżeństwo z dwójką małych chłopców. Analogicznie, po tęczowej stronie spotkałam całe mnóstwo nowoczesnych rodziców z przewiązanymi w chustach maluchami, albo popychających przed sobą dziecięce wózki”. Oczywiście taka dawka samokrytycyzmu nie mogła pozostać bezkarna i Brzezińską „wypisano” ze środowiska. Może dlatego, że „elokwentni inteligenci” nie tolerują inteligentnej krytyki?
Musimy pamiętać, że dziś nie można robić takich akcji, jakie robił przedwojenny ONR. Po pierwsze, szybko to by się skończyło. A po drugie, nie zdałoby to egzaminu. Okres dwudziestolecia międzywojennego był bardzo burzliwym okresem, czasem walk między różnymi organizacjami. Teraz mamy inne czasy.
Czysty pragmatyzm. Przemoc jest fajna, ale niestety, nieskuteczna. „Teraz mamy inne czasy”. Za przemoc się biorą tylko naiwni frajerzy w rodzaju prowokatorów. ONR uznaje przemoc, ale jej nie stosuje. Jest „nowoczesne”. Pamiętajmy o tym, kiedy jakiś „zwykły chuligan” ze znaczkiem falangi spierze nas na kwaśne jabłko. Na pewno będzie to prowokator.
– Czy jesteście antysemitami?
 – Ludzie, których nie lubią Żydzi nadal są antysemitami. Nic się nie zmieniło.
Ciekawe. Zatem jeżeli nie chcemy zasłużyć na miano antysemitów musimy pilnie baczyć, żeby nie podpaść żadnemu Żydowi. Rozwijając to głębokie spostrzeżenie baczmy również, żeby nie podpaść żadnemu gejowi, bo zostaniemy homofobami ani też nikomu, kto łamie prawo, bo zostaniemy bandytami. Prawda, że logiczne?
Chciałbym jednak podkreślić, że tysiąc razy bardziej szanuję czarnoskórego Afrykanina, który pielęgnuje swoją tożsamość, od białego Francuza, który jest lewakiem, anarchistą i narkomanem. Myślę, że to dobitnie określa mój stosunek do tej kwestii.
Także z tą uwagą wypada się tylko zgodzić. My również tysiąc razy bardziej szanujemy czarnoskórego lewaka, który jest anarchistą i pielęgnuje swoją tożsamość, od białego ONR-owca, który jest bandytą, seksistą i pedofilem na dodatek. To chyba dobitnie określa nasz stosunek do tej kwestii.
I na koniec perełka:
Z publikacji w ONR-owskim magazynie „Magna Polonia” wynika, że wciąż odnosicie się do stawianych Wam zarzutów… Dlaczego dusicie się ciągle w tym samym sosie? Dlaczego brakuje przekazu pozytywnego?
– Staramy się to zmienić. Np. w pierwszym numerze mieliśmy tekst o cenach paliw, pracujemy nad kolejnymi z tej tematyki: ubezpieczenia społeczne, prawodawstwo, itd.
I bardzo dobrze! Grunt to przygotować odbiorcę. I się nie przejmować groteskowym charakterem rezultatu. „Żeby odpowiednio przygotować grunt, najpierw będziemy mówili o sportach wodnych, potem o przetworach, później według planu o trudnościach w zachowaniu oblicza na co dzień. Dopiero potem, jak się państwo uspokoją, zrobimy łagodne przejście i powiem to najgorsze”. Nie, to nie jest tajny scenariusz nowej kampanii wizerunkowej ONR-u, ale fragment jednego z dramatów Mrożka. Prawda jednak, że się łatwo pomylić? Punkt o „trudnościach w zachowaniu oblicza na co dzień” ONR właśnie przerabia. Dlatego uważajmy. Bo kiedy się poczujemy uspokojeni wynikiem możemy być pewni, że to co najgorsze, właśnie nadchodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz