niedziela, 20 listopada 2011

11 listopada oglądany przez dziurkę od klucza

Spotkanie na ulicach Warszawy Marszu Niepodległości i przygotowanej przez Koalicję 11 Listopada blokady skończyło się tym, czym się miało skończyć: konfrontacją ideologiczną. Sama wiara w idee jest rzeczą naturalną i pożyteczną,  ponieważ to właśnie dzięki nim chcemy. Kiedy jednak idee stają się idee fixe, wówczas deformują ogląd rzeczywistości w sposób, jaki niegdyś w jednym ze swoich fenomenologicznych tekstów celnie i obrazowo ujął Tischner: „jeżeli patrzysz na świat przez dziurkę od klucza, świat przybiera kształt dziurki od klucza”. Mówiąc inaczej idee, zamiast inspirować myślenie, zamiast rosnąć, zastygają w jeden nieruchomy kształt, stają się ideologią, która owe myślenie zastępuje. I wtedy już każde wydarzenie przybierze kształt dziurki, do której zresztą żadnego klucza nie potrzeba. Sama ideologia okazuje się uniwersalnym wytrychem do rzeczywistości.
Lewicowość i prawicowość nie są złe same w sobie, bo to tylko wstępne określenie się wobec człowieka i jego problemów. Są wręcz pożądane. Choćby po to, by istniał wybór. Ideologia odmawia tego wyboru swoją wizję świata kreując jako jedyną słuszną.

O ile organizatorzy Marszu byli od początku doskonale znani: Obóz Narodowo-Radykalny i Młodzież Wszechpolska, to zrzeszająca kilkadziesiąt organizacji i ugrupowań Koalicja mogła wprawiać w konfuzję: kim są ludzie, którzy ją tworzą? Jakie reprezentują idee?
Jakoż najbardziej rozpoznawalną „marką” Koalicji okazała się Krytyka Polityczna i chcąc nie chcąc, stała się by tak rzec, „twarzą kampanii”. W Polskę poszedł wyraźny i jednocześnie niedokładny przekaz: blokadę „patriotycznego” marszu organizuje KP wespół z innymi ugrupowaniami. Owe „inne ugrupowania” nikły w cieniu Krytyki, która najzupełniej wbrew swoim intencjom stała się kimś na kształt medialnego lidera Koalicji. Rychło też poznała blaski i cienie związanej z tym sławy.
Bodaj najczęstszym zarzutem, jaki stawiano całej Koalicji jeszcze przed 11 listopada było to, że zalicza wszystkich uczestników Marszu Niepodległości w szeregi faszystów. Wbrew faktom, prawicowi publicyści z ogromnym upodobaniem i jeszcze większym cynizmem sugerowali niedoinformowanemu społeczeństwu, że dla lewicy każdy uczestnik marszu to faszysta. Manipulacja okazała się skuteczna, do dzisiaj przekonanie to z tępym uporem powtarza spora część zdezorientowanego społeczeństwa jako fakt nie podlegający dyskusji.
Tymczasem określenia „faszyści” użyto jedynie wobec organizatorów Marszu: ONR i MW, a nie na przykład wobec rodzin z dziećmi, które wskutek ignorancji w tak szemranym towarzystwie postanowiły uczcić dzień 11 listopada.
A przecież natrętne przypominanie o faszystowskiej genealogii rzeczonych ugrupowań powinno być czytelnym i dającym do myślenia sygnałem: zastanów się człowieku, z kim świętujesz Dzień Niepodległości! Z brunatną niepodległą, choć obok masz organizowany przez Krytykę Polityczną festyn Kolorowa Niepodległa?
Do końca wierzyłem, że konfrontacja Marszu Niepodległości i zorganizowanej przez Koalicję blokady – choć dokonująca się na ulicy – będzie miała charakter symboliczny, a nie fizyczny. Że najsilniejszą bronią Marszu okaże się dyscyplina, a blokady – przekaz. Tymczasem osią konfrontacji, a właściwie jej centrum okazało się to, co w cywilizowanych społeczeństwach jest marginesem: chuligańskie wybryki, bicie niewinnych ludzi, niszczenie mienia. Ot, przejawy skrajnego patriotyzmu. Nic dziwnego, że „patrioci” musieli się w końcu pogodzić z tym, że Marsz w wyniku towarzyszących mu awantur został przez ratusz zdelegalizowany. Kolorowa bawiła się dalej…

Sms od przyjaciółki: „TVN Warszawa: grupa osób zabarykadowała się w kawiarni Nowy Wspaniały Świat. Ulica Nowy Świat jest zamknięta. Maciej Karczyński, rzecznik KSP informuje zaś, że grupa około 100 osób zaatakowała tam policjantów. Sytuacja została już opanowana”.
„Jesteśmy kurwa na Białorusi?!” – odpisuję zszokowany, bo jeszcze nie znam kontekstu. Niemieccy antyfaszyści, otoczeni przez policję, chronią się w kawiarni należącej do Krytyki Politycznej. Znaleziono przy nich białą broń. Po kilkudziesięciu minutach policja wyprowadza Niemców „nie zgłaszając wobec KP żadnych zastrzeżeń”.
Teraz już wiemy, że ten w gruncie rzeczy mało widowiskowy i jeszcze mniej istotny incydent okazał się być jednym z najbardziej znanych i kojarzonych z tym dniem wydarzeń. Dla niektórych zgoła kluczowy: Krytyka zaprosiła niemieckie bojówki, które biły Polaków…  Teza, pomimo swojego prostactwa i ewidentnej sprzeczności z faktami, od razu odniosła medialny, całkowicie niezasłużony sukces. Sukces, w którego cieniu skryły się przynajmniej dwie rzeczy godne uwagi. Pierwsza: zarówno Marsz jak i Kolorowa Niepodległa były wydarzeniami względnie spokojnymi. Druga: za przemoc i bałagan w Warszawie tego dnia odpowiadają osoby związane ze skrajną prawicą, która zorganizowała Marsz Niepodległości. Nie lewicowcy ani cudownie apolityczni i neutralni światopoglądowo „zwodowi chuligani”, jak mnie usiłował przekonać znajomy narodowiec. Tacy przecież nie skandują haseł „bić lewaków” albo „raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”.
Symultanicznie do ekscesów na ulicach Warszawy tworzy się, najpierw w internecie, potem już „wszędzie”, dyskurs ideologiczny. Ten dyskurs trwa do dzisiaj, choć od sprofanowania Dnia Niepodległości przez „patriotów” minął tydzień z okładem. Pojawia się niezliczona ilość „dziurek od klucza” przez które jesteśmy zachęcani do oglądania rzeczywistości.
Jak wygląda przefiltrowana przez dziurkę od klucza rzeczywistość? Różnie, w zależności od klucza. Dominuje „obiektywny” pogląd o takim samym udziale w zamieszkach lewicowych i prawicowych warchołów. Strony zaangażowane mają z kolei skłonność do pomniejszania swoich występków a uwypuklaniu występków strony znajdującej się po przeciwnej stronie blokady.
Skatalogowane incydenty z warszawskich obchodów Dnia Niepodległości wyglądają mniej więcej tak: spalenie samochodu TVN i zniszczenie kilku innych, zdewastowanie placu Konstytucji, rzucanie kamieniami w Kolorową, regularne napieprzanie się z policją – to idzie na konto organizatorów Marszu Niepodległości. Zgarnięcie grupy niemieckich antyfaszystów w kawiarni Krytyki Politycznej – to zaś na konto… myślicie, że na konto Koalicji 11 Listopada? Oczywiście, że nie. Twarzą kampanii antyfaszystowskiej, jak zostało wspomniane, jest Krytyka Polityczna. I dlatego tutaj jej przyszło występować w podwójnie negatywnej roli: organizatorów blokady i zarazem „gospodarzy” niemieckich antyfaszystów.
Dostrzegacie tutaj równowagę, resp. znak równości? Jeżeli tak, to znaczy, że patrzycie przez niewłaściwą dziurkę od klucza. W tym konkretnym przypadku „prawda nie leży pośrodku”.
Nawiasem mówiąc, podwójna negacja daje afirmację. Być może najrozsądniejszą rzeczą jaką teraz może zrobić Krytyka Polityczna, to wykorzystać swoją kłopotliwą sytuację. Policja zwinęła Niemców zanim zaczęli rozrabiać. Idiotyczną tezę o ich ekscesach można tedy sprowadzić do absurdu i podpierając się danymi z policji wykazać, że jeżeli rozrabiali, to chyba zdalnie z ciupy.
Gdyby skrajna prawica potrafiła w tak względnie łatwy sposób wykazać absurdalność zarzutów, które ich dotyczą! Nie kompromitowałaby się wtedy dzieleniem włosa na czworo. Nie rozdymała drobnego w gruncie rzeczy incydentu z niemieckimi antyfaszystami do rangi naczelnego i najgroźniejszego wydarzenia obchodów Dnia Niepodległości. Nie mogąc wykazać rzeczywistych incydentów z udziałem lewicowych zadymiarzy, czepiają się wyimaginowanch wiedząc dobrze, że w dyskusji nie chodzi o przekonanie interlokutora, ale tych, którzy się dyskusji przysłuchują.
Gdyby policja nie zapędziła Niemców do kawiarni KP, prawdopodobnie podążyliby dalej. Cokolwiek by uczynili, uczyniliby na własne konto. Tymczasem w KP pojawiają się teraz media z zupełnie idiotycznymi pytaniami o składowaną tam broń. Zaraz się będą pytać o narkotyki i środki masowego rażenia. Podczas gdy jedynymi środkami masowego rażenia w siedzibie KP są książki.
Radni PiS zgłosili postulat, żeby za to, czego nie zrobili Niemcy, odebrać KP lokal. Doskonale! Zachowajmy tedy proporcje i żeby było sprawiedliwie, zakażmy prawicy maszerowania na najbliższe dwieście lat. A organizatorów zakończonego awanturą Marszu Niepodległości wyślijmy na Wenus do kopalni uranu. Wtedy i proporcje będą zachowane i prawda będzie wreszcie „pośrodku”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz