Wieści z kraju są takie
jakie są. Jaka Polska jest, każdy widzi. Komu się polepszyło, temu polepszyło,
a komu miało pogorszyć, temu już żadna reforma nie pomoże. Kto miał wygrać, ten
wygrał, reszcie pozostało typowo polskie poczucie moralnej wyższości.
Błyskotliwością nadmierną
popisywać się nie zamierzam, sadzić równie oryginalnych zdań jak powyższe
również nie planuję w nadmiarze, bo tu nie o czcze popisy chodzi, ale – jak
zawsze – o Polskę. Tę Polskę.
Drugi dzień połowa Polski –
tej Polski – chodzi z triumfem przyklejonym do gęby i ani myśli skromnością czy
innymi kosmetycznymi zabiegami go szminkować. Zwycięstwo! Polak w Europie!
Europo, na polskie, to znaczy katolickie wartości szykuj swoją sponiewieraną
grzechami duszę!
Pozostali wciąż nie
rozumieją skali jak skali, ale głównie przyczyn swojej spektakularnej, a przede
wszystkim skandalicznej porażki. Jak to? Rozum, racjonalność, prawa człowieka,
oświecenie i weganizm po naszej były stronie – a tu taka klęska? Nawet nie
można się poskarżyć księdzu ani na Boga zrzucić winę, bo jeden w drugiego to
praktykujący ateista, a co drugi wojujący antyklerykał. Pozostaje jedynie
pogarda dla ciemnej, zacofanej większości, którą wiadomy prezes wokół wiadomej
części ciała sobie okręcił i hula teraz, bo – jak wiadomo – piekła nie ma.
A ja, żeby nadać swojej
wypowiedzi odpowiednią powagę, dowcip przypomnę. Baca zeznaje w sprawie
morderstwa popełnionego przez Józka.
-
Baco,
to prawda, że Józek już wcześniej przejawiał mordercze zamiary?
-
Od
razu mordercze, nerwus z niego był, to wszystko.
-
Widzieliście,
jak wyrywał sztachetę z płotu?
-
Jaka
tam sztacheta, dyć to nędzna witka była.
-
I
tą „nędzną witką” zadał szesnaście ciosów?
-
Jakie
tam szesnaście, ino połaskotał trochę pod żebrem.
-
Baco,
dlaczego tak bronicie tego Józka?
-
A
bo on z mojej wsi, Wysoki Sądzie.
Nie trzeba być Slavojem
Žižkiem, żeby w dowcipach szukać kluczy hermeneutycznych. On ich co prawda
szuka najczęściej w dowcipach sprośnych, mnie szczęśliwie osunięcia się w ten
zdradliwy odmęt udało się uniknąć. „On jest z mojej wsi” to fraza-klucz i to ona
pozwoli nam choć trochę zrozumieć radość jednych i rozpacz pozostałych, czyli
wyniki niedzielnych wyborów do Parlamentu Europejskiego. Oburzać się na
ciemniaków ze wsi, na analfabetów, na idiotów omamionych 500+ jest łatwo –
łatwo i nieprzystojnie. Więcej nawet, głupio. Głupio, albowiem – mądrzejsi ode
mnie już się w tym rozeznali – im bardziej się człowieka obraża tym bardziej
jemu to obrażanie się nie podoba. I razem z innymi obrażanymi szuka sobie
kogoś, kto – szczerze czy nie to inna sprawa – doceni go. Tobie spodobałoby
się, gdyby obcy człowiek – niechby i z tytułem profesorskim – nazwał cię
kretynem?
Partii rządzącej predylekcji
do afer odmówić niepodobna. Rzec można: nie przegapi żadnej okazji, żeby się
wpakować w aferę. Prezes partii miał przez osoby drugie wieżowiec wybudować, a
przy okazji do wręczenia łapówki nakłaniać – skandal wydawałoby się nie do
zatuszowania. Premier rządu wplątany ponoć w machlojki przy sprzedaży gruntów –
media huczały o tym aż w uszach dzwoniło. Marszałka Sejmu rzekomo nagrano w
trakcie figli z nieletnią Ukrainką – w katolickim kraju takie ohydztwo?
Pomniejszych szwindli przypominał nie będę, opozycyjne gazety mają w opisywaniu
ich wystarczająco determinacji i upodobania. O – powiedzmy – niekonsekwencji
rządu, który wcześniej wyrzucał z urzędów szmatę, pardon, flagę Unii
Europejskiej, a teraz przypomniał sobie, że Unia jest fajna, nie ma co
wspominać. O korumpowaniu całych grup społecznych za ich własne pieniądze –
też. To wszystko sprawy powszechnie wiadome i wałkowane do znudzenia w
postępowych mediach oraz w kręgach stosownie zorientowanych światopoglądowo
intelektualistów.
Tylko co z tego – że zadam
odkrywcze pytanie. Nic. Literalnie nic – równie odkrywczo odpowiem. Przecież
oni są z naszej wsi. Beata jest z naszej wsi. Druga Beata też jest z naszej
wsi. Mateusz jest z naszej wsi. Mariusz i Joachim też. A prezes to w ogóle.
Rozumiecie już dlaczego bomby okazały się kapiszonami? Prezes złapany z kopertą
w ręku wciąż byłby kochany. Premierowi pogrążonemu twardymi niczym łby opozycji
kwitami nadal wierzono by jak sobie samemu. To sami swoi, a kto jest bez winy
niech pierwszy głos odda na opozycję.
Zaufanie. To najsilniejszy
atut, ale zarazem achillesowa pięta rządzących nami patriotów. Nawet siedząc w
kryminale, wciąż będą się cieszyć zaufaniem, bo swoim się wierzy i ze swoimi
trzyma choćby nie wiem jaki kataklizm nadciągnął z Brukseli albo ze Słupska. I
tutaj – dopiero tutaj – rysuje się sposób na przełamanie kłopotliwej ich
hegemonii, nadzieja, że opozycja nie przerżnie ze sromotą kolejnych, już
czwartych z rzędu wyborów. Udowodnijcie, że prezes gardzi swoimi wyborcami tak
samo jak lewicowi publicyści. Wykażcie, że Beata (wiadomo, która) ma kochający
ją lud głęboko w… (niedomówienie). Znajdźcie twarde kwity, że premier oszukuje tych,
którzy mu wierzą. Wtedy – jak mówi Adaś Miauczyński – nie ma ch… we wsi:
cała wieś weźmie widły i łopaty i przegoni ich aż za rogatki. Bo to już nie
będą ludzie z „naszej wsi”.
Chciałbym zakończyć jakoś
lekko i na wesoło, ale sytuacja zmusza do powagi, dlatego znowu będzie
anegdota. Bo przecież trzeba jeszcze w jakiś sposób zrealizować plan. Dokonać
dywersji, a potem sabotażu. Zniszczyć zaufanie jakie człowiek ma do swojej
władzy. Realizację tego ze wszech miar arcyniełatwego zadania w sposób metaforyczny
opisano swego czasu w klasycznej już literaturze dla dzieci, czyli w komiksie
„Kajko i Kokosz”. W jednym z zeszytów Hegemon zastanawia się nad metodą
zdobycia grodu znienawidzonego Mirmiła. Rozważania przerywa mu wejście wiernego
kaprala. Wierny kapral z triumfem na chytrej twarzy obwieszcza, że obmyślił
niezawodny plan, który tym razem musi się udać: wystarczy napaść na gród,
pokonać jego obrońców i opanować obiekt. Proste?
Nikogo chyba nie dziwi, że kaprala, po
przedstawieniu tego „genialnego” planu, Hegemon wyrzucił na zbity ryj.
Ciekawe. Jak wiadomo, Kościół Katolicki jest dla ludzi złych, czyli grzeszników. Ludziom przyzwoitym i prawym nie ma nic zgoła do zaoferowania, tak więc ludzie uczciwi i ludzie porządni do kościoła nie chodzą, bo nie mają po co. Może więc spopularyzować tę elementarną wiedzę i ludzie odwrócą się od Kościoła a zarazem od PiS, który jest kościelnym parobkiem nierozerwalnie z Kościołem związanym, bo przecież nikt nie chce być "ZŁY". Ludzie chcą być dobrzy, tylko nie potrafią.
OdpowiedzUsuń