sobota, 23 grudnia 2017

Pokochaj wroga w święta

I wrogów mi potrzeba do szczęścia” - tako rzecze Zaratustra. Jakoż o dobrego wroga nie jest dzisiaj łatwo zwłaszcza, że jego najpowszechniejsza obecnie mutacja, zwana hejterem, jest niestety niskiej jakości albo – mówiąc językiem bardziej „nowoczesnym”, gorszego sortu. O pożytkach z posiadania wroga nikogo przekonywać nie trzeba, bo i któż myśli o nas częściej, niż on? Nawet kochanka nie jest w stanie zagwarantować nam tyle uwagi i namiętności, bo i ona kiedyś zasypia – podczas gdy wróg w trakcie bezsennych nocy ofiarowuje nam wszystkie swoje godziny przemyśliwując sposoby najskuteczniejszego zranienia nas. Hejter tymczasem poświęca nam tyle uwagi, ile trwa napisanie w internecie nienawistnego komentarza – po czym przenosi swoją nienawiść na kolejny obiekt. Doprawdy, nie ma niczego chwalebnego w posiadaniu hejterów, owszem, jest to wróg, ale jednorazowego użytku, co wprawdzie zgadza się z duchem współczesności premiującej doraźność i brakoróbstwo, ale nie jest on w stanie zaspokoić ducha wyraźnie wznoszącego się ponad epokę i poszukującego przeciwności na miarę swoich potrzeb.

O szczęście posiadania osobistego wroga otarli się Kuba Kwieciński i Dawid Mycek, para gejów (co ważne), którzy niedawno nagrali piosenkę „Pokochaj nas w święta”. Nie wiem dokładnie, dlaczego chcieliby, żeby ich pokochać, a w szczególności w święta, ale skoro tego pragną, należy to uszanować. Ja na przykład nie chciałbym, żeby mnie ktoś pokochał, a już w szczególności w święta, ale ja jestem zgorzkniałym starym dziadem i to też należy uszanować. Bo w ryja.



Dość dygresji (dlaczego, pisząc o czymkolwiek i tak zawsze kończę pisząc o sobie?), przejdźmy do sedna. O chłopakach zrobiło się właśnie głośno w mediach, na co sobie zasłużyli nie tym, że nagrali piosenkę, nie tym, że przez trzy miesiące uczyli się śpiewać i nawet nie wyeksponowaną w pieśni prośbą, żeby ich pokochać. Zrobiło się o nich głośno, bo są gejami, którzy nagrali piosenkę z prośbą, żeby ich pokochać. W heteronormatywnym świecie taka piosenka nagrana przez heteronormatywną (co to w ogóle za słowo?) parę przeszłaby bez echa zwłaszcza, że stylistycznie to połączenie disco polo z „White Christmas”, co raczej nie budzi entuzjazmu. Geje jednak wciąż są w tym wspaniałym, będącym oazą normalności kraju, czymś na granicy skandalu i bluźnierstwa i dlatego zwyczajna, budząca ciepłe skojarzenia piosenka okazała się ekscesem i „promocją homoseksualizmu”, w dodatku nachalną.

Swoją drogą (znowu dygresja) „promocja homoseksualizmu” to wyrażenie tak wyświechtane, że już nawet jego najbardziej zagorzali zwolennicy używają go bez cienia refleksji – podobnie jak jego najbardziej zagorzali odbiorcy przyswajają go sobie w sposób równie bezrefleksyjny. Ja nie rozumiem, co do ciebie mówię, ty nie rozumiesz, co słyszysz, obaj jednak doskonale się rozumiemy. Oto współczesna, cudowna sztuka komunikacji.

Piosenka doczekała się recenzji we „Frondzie”, która to redakcja przegapiła ważny dla siebie moment żeby stać się ważnym wrogiem chłopaków. Niestety, nie raczyła się oburzyć na piosenkę wystarczająco mocno, choć początek recenzji jest obiecujący. Zaskoczenia nie ma, wartość artystyczna i przesłanie piosenki zostały tam uznane za nieistotne.

Całość nagrania epatuje zresztą homoseksualną erotyką, co na tle wszechobecnej symboliki świątecznej musi budzić zgorszenie. Nie mówiąc o tym, że w filmie występują dzieci (nota bene, czarnoskóre – niech będzie kolorowe). A gejowska indoktrynacja dzieci powinna być zakazana – czytamy tam.

W istocie, widok gejów ubierających choinkę albo wręczających sobie prezenty jest erotyczny do granic, choć nie, oni się jeszcze przytulają a nawet – o zgrozo – całują, czego normalni ludzie nigdy nie robią. Równie gorszące są sceny pokazujące dzieci cieszące się ze świąt i brykające wesoło w pobliżu choinki – indoktrynacja jak nic.

Po diagnozie przychodzi pora na ocenę, a ta jest upokarzająca dla Kuby i Dawida. Tych słów przeoczyć nie wolno, są bowiem także przykrą diagnozą starzejącego się świata nie potrafiącego zdecydować, czy bardziej pociąga go dekadentyzm czy degrengolada.

Czy geje sprofanowali więc święta Bożego Narodzenia? Raczej nie. Ich klip jest po prostu wyrazem żałosnego upadku zachodniej cywilizacji opętanej przez liberalną apostazję. Przecież ludzie zaprezentowani na nagraniu nie świętują narodzenia Zbawiciela. Obchodzą jakieś enigmatyczne święto ,,ciepła'' i ,,miłości''. Że mają choinkę? Nikt nie broni. To nie jest jakieś ,,święte drzewko'', więc i pod nim można celebrować zboczenia seksualne. Na zdrowie lewactwu to i tak nie wyjdzie, bo nie może. Liberalna zaraza jest tak samo bezpłodna, jak gejowska ,,miłość''. Nigdy nie stworzy niczego.

Nie można przejść obojętnie obok brawury z jaką anonimowy redaktor Frondy ścina kwiat nie tylko polskiej, ale i zagranicznej bohemy artystycznej, o której sama Krystyna Pawłowicz powiedziała, że jest zdominowana przez lewicę. Trafne spostrzeżenie, choć szkoda, że w ślad za nim nie poszła refleksja, dlaczego ludzie wrażliwi na innego, empatyczni, szanujący cudzą odmienność i pozwalający każdemu żyć według własnych zasad, mają głównie lewicowe poglądy. Dość powiedzieć, że według anonimowego redaktora Frondy takie podejście jest „bezpłodne” i „nigdy nie stworzy niczego”. Skoro anonimowy redaktor Frondy tak pisze, to zapewne tak jest, najwybitniejsi przedstawiciele filmu, malarstwa, poezji, teatru, muzyki i wielu innych dziedzin sztuki muszą pogodzić się z tym, że tworząc nie tworzą i płodząc nie płodzą. Chyba, że zmienią poglądy.

Jakoż dezynwoltura z jaką anonimowy redaktor Frondy rozprawia się z „lewactwem”, a w szczególności z ludźmi, którzy się kochają, nie powinna nas przesadnie martwić, jednak lekceważenie, jakie okazano chłopakom jest już interesujące. W tekście zabrakło typowego dla tego serwisu „świętego oburzenia” – zamiast niego wyrafinowana pogarda: ta piosenka to jest nic, nic z tego nie będzie, przeminie i wkrótce o niej zapomnimy, jak i o całym lewactwie. Redakcja miała świetną okazję, żeby Kubę i Dawida podnieść do rangi swoich wrogów, ale nie raczyła tego zrobić; uznała ich za wartych wzmianki, ale nic ponadto: cóż za afront!



Takie czasy, że ci, którzy mogliby nas nienawidzić, mają co innego do roboty, a ci, którzy nienawidzą nas naprawdę, to najczęściej hejterzy, zbyt prymitywni, żeby pokazać ich znajomym. Prawdziwych wrogów dzisiaj już nie ma, co w pękniętej na pół Polsce może wydawać się twierdzeniem tyleż kuriozalnym, co heretyckim, ale do obronienia. Dlatego życzę Kubie i Dawidowi, oczywiście poza miłością, żeby w końcu udało im się wypracować wysokiej jakości wrogów, których nie będzie wstyd przedstawić krewnym i przyjaciołom.

Poniżej jeszcze jeden dowód, jak trudno w dzisiejszych czasach o wroga z klasą, choć uczciwie należy przyznać, że „Dziennik narodowy” postarał się stanąć na wysokości zadania. Recenzja, jaką tam pomieszczono, imponuje wyrafinowaniem i głębią interpretacji:

Słowa piosenki to po prostu kolejna, nachalna propaganda środowiska homoseksualnego. Wymierzona jest, jak to często bywa, w chrześcijan.

Tutaj przynajmniej autor (niestety, również anonimowy) wykazał się solidnym rzemiosłem dziennikarskim i na dowód swoich słów przytoczył konkretne wersy. To i my je przytoczmy, żebyśmy nie dyskutowali po próżnicy, ale na przykładzie zobaczyli, jakimi słowami Kuba i Dawid walczą z chrześcijanami:

Pokochaj nas w święta,
to właśnie ten czas,
gdy miłość zwycięża
nienawiść i strach.
Pokochaj nas w święta niech magia tych dni
otworzy szeroko do serc waszych drzwi.

Niech śniegi pokryją nienawiść,
niech mrozy skują w lodzie złość
znajdźmy w sobie coś dobrego
by powiedzieć: mamy już dość!

Trudno chyba znaleźć chrześcijanina, który nie poczułby się urażony tymi słowami. Gdyby zaś któryś chciał zgłosić sprawę do prokuratury o obrazę uczuć religijnych, i podeprzeć to zacytowanymi słowami, nikt nie miałby mu tego za złe. Każdy sąd, zwłaszcza po ostatniej reformie, wydałby wyrok skazujący i chłopaki nie tylko najbliższe, ale także kilka kolejnych świąt, spędziliby w ciupie. Na co w zupełności zasługują, bo cóż to za pomysł, żeby kochać gejów? Samo upominanie się przez nich o odrobinę empatii jest uwłaczające dla Polaka-katolika, który przykazanie miłości bliźniego swego nauczył się interpretować w sposób równie wyrafinowany, że sam Chrystus, chcąc je zrozumieć, musiałby się zapisać na korepetycje. Najlepiej do polskiego internetu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz