czwartek, 14 grudnia 2017

Nadruk - twój wróg

Z modą mamy do czynienia wtedy, kiedy wszyscy noszą to samo, ale nikt nie wie, dlaczego. Paradoksalnie, nie czyni to jednak z mody zjawiska tajemniczego i domagającego się wyrafinowanych interpretacji. Owszem, jeżeli ktoś się uprze, znajdzie tu znakomite pole do hermeneutycznych harców, niemniej ich efekty i tak znajdą się poza horyzontem zainteresowań tych, których dotyczą najbardziej. Przeciętny człowiek, jeżeli chce założyć buty, dżinsy, albo koszulkę z nadrukiem nie potrzebuje do tego uczonej podbudowy, zadowoli się świadomością, że ten konkretny fason lub nadruk pokazała na Instagramie Jessica Mercedes czy inna Maffashion, a w dodatku jest dostępny w sieciówce za wcale przyzwoite pieniądze. Interesuje go moda, a nie teoria mody.

To prawda, znajomość kodu ubioru bywa niezbędna i niekiedy ratuje nam pracę, życie towarzyskie oraz honor, ale najczęściej dotyczy to sytuacji, co do których panuje po wielokroć przedyskutowany i bezpieczny konsensus. Nikt nie pójdzie na rozmowę o pracę w niestety modnych obecnie dziurawych i postrzępionych spodniach, bo takiego niechlujstwa nie daruje nawet najbardziej wyrozumiały pracodawca, a przecież nie chcemy popełnić zawodowego samobójstwa. Na ślub, zwłaszcza własny, nie wybierzemy się w sandałach i krótkich spodenkach, choć skądinąd wiadomo, że niektóre środowiska tolerują dresy. Podobnie, jeżeli nie chcemy narazić się na śmieszność i zasłużyć na niezbyt seksowne miano ekscentryka, nie przyjdziemy w smokingu na pierwszą randkę w pubie.

Wszyscy, którzy lekceważą rzeczony kod, albo wydaje im się, że jego podstawowa znajomość pozwoli im opędzić większość, a może i wszystkie potrzeby związane z dopasowaniem ubioru do okoliczności, powinni zapoznać się z tekstem Heleny Łygas pod stygmatyzującym tytułem „T-shirt jako emblemat niedojrzałości”. Kobiety, jeżeli dotąd same do tego nie doszły, dowiedzą się z niego, że z mężczyzną w koszulce z nadrukiem nie warto się umawiać na randkę, o ile nie chcą być mentalnie cofnięte do liceum. Dla niektórych mężczyzn być może ciosem będzie uświadomienie sobie, że oto właśnie zakwestionowana została ich dojrzałość, a oni sami w oczach swoich dojrzałych rówieśnic zostali zdegradowani do poziomu dopiero co wchodzących w świadome życie nastolatków.

Niezależnie od printu, który nosisz, zasada jest jedna – jeśli ukończyłeś jakiś czas temu studia, nie podróżujesz akurat po Bałkanach, ani nie jesteś programistą-metalem, czas powoli zacząć myśleć o reorganizacji szafy. Koszulki z olbrzymim logiem znanej marki, czy po prostu ze „śmieszną” grafiką powinny płynnie przejść z kategorii „ubrania wyjściowe” do kategorii „do spania” lub bez cackania się – „do podłogi”. To znaczy powinny, o ile w najbliższych latach masz zamiar dostać awans, chciałbyś, żeby ludzie przestali zwracać się do ciebie „Krzysiu” lub masz już dość randek z 19-latkami mającymi problemy z facetką od fizyki – pisze Łygas.

Podsumowując: każdy, kto chce wejść w dorosłe życie i być traktowany jak dorosły, musi rozstać się z ulubionymi koszulkami i zacząć hołdować bardziej adekwatnej do swojego wieku garderobie. Jeżeli szukamy uzasadnienia dla tej zdroworozsądkowej i na pierwszy rzut oka słusznej tezy, Łygas zdanie dalej służy odpowiedzią:

Niewinnych polskich chłopców wprost w bawełniane ramiona wstrętnych T-shirtów popycha nie kto inny, jak społeczeństwo.

Pociągnijmy to dalej: co, czy też raczej kto, każe nam w określonym wieku wymienić zawartość swojej szafy, a może nawet i głowy, na coś radykalnie innego, może nawet niezbyt nam odpowiadającego? Czy nie jest to przypadkiem to samo społeczeństwo? Innymi słowy, jeżeli społeczeństwo decyduje, że czas dorosnąć, to i ono decyduje o tym, jakimi emblematami będziemy potem manifestowali swoją dorosłość.

A skoro tak, to czy nie czas w końcu zakwestionować supremację społeczeństwa i uznać, że jest z nim jak z modą: wymusza określone zachowania, wszyscy się do nich stosujemy, ale nikt nie pyta dlaczego?

Nie pyta o to także Łygas, bezrefleksyjnie przyjmując, że umowa społeczna jest dobrodziejstwem nadrzędnym, z którym nie warto dyskutować. Odejdźmy jednak na chwilę od sądzenia książki po okładce czy mężczyzny po koszulce i zastanówmy się, dlaczego koszulka z nadrukiem jest zła. – Bo nadruk infantylny? Nie każdy, niektóre mają przesłanie. – Bo tylko dzieci noszą koszulki z nadrukiem? Wojciech Mann, mężczyzna mądry i 69-letni, który do pracy przychodzi w kolorowych koszulkach, byłby zapewne srodze zdziwiony. – Bo tak? To już lepiej, z tym argumentem trudno dyskutować, przyjęty dekretem zaświadcza o niedojrzałości każdego mężczyzny po trzydziestce, jeżeli tylko ośmieli się założyć koszulkę z nadrukiem Metalliki albo z odstraszającym pod każdym względem napisem: Nie dotykać, jestem już zajęty.

Wszystkie te argumenty sprowadzają się w gruncie rzeczy do jednego: noszenie koszulki z nadrukiem oznacza, że bez względu na „datę produkcji”, wciąż tkwi w nas dziecko. Właściwie to w czasach, kiedy socjologowie ubolewają, że dojrzewamy coraz później, a próg metrykalny znajduje się aktualnie w okolicach czterdziestki (wtedy decydujemy się wyprowadzić od rodziców), nie powinno być to żadnym skandalem. Spójrzmy jednak na to z innej, nieskończenie mniej trywialnej perspektywy. Ocalenie w sobie dziecka, czyli sui generis niewinności (Freud pierwszy by się z tym nie zgodził: Pozwólcie tym potworkom przyjść do mnie), to jeden z podstawowych warunków, żeby nasza dojrzałość miała odpowiednią głębię. Dziecko to my z przeszłości, a odżegnywanie się od przeszłości jest równie mądre, co wróżenie z wosku czy ocenianie człowieka po szacie, w tym przypadku po koszulce.

Nie ma doprawdy niczego złego w tym, że pomimo piwnego brzucha i pierwszych oznak siwizny w naszym wnętrzu baraszkuje ciekawy świata i dziwiący się wszystkiemu dzieciak. Nieżyjący już filozof, Cezary Wodziński, wszedł kiedyś do jednej z kawiarni w Kazimierzu Dolnym i zdumiał się na widok zamkniętej w lokalu fontanny. – Jakże to tak? Fontanna w kawiarni? Nie mogło się pomieścić w jego profesorskiej głowie, że ludzie wymyślają takie rzeczy, a przede wszystkim, że nikogo one nie dziwią. Nic dziwnego, dorośli się nie dziwią, oni wiedzą.

Bądźmy jednak precyzyjni i odróżnijmy bycie dzieckiem od bycia dziecinnym – jeżeli mamy więcej, niż kilkanaście lat i aspirujemy do pełnoprawnego uczestnictwa w dorosłym świecie, to dziecinności, i związanego z nią infantylizmu, usprawiedliwić niepodobna. Łygas jednak nie dokonuje tego subtelnego rozróżnienia i jedno i drugie wrzuca do tego samego worka, pardon, koszulki.

Facet w koszulce z nadrukiem to dla lwiej części kobiet chłopiec.

Nad tym zdaniem zastanowiłem się dłużej. Nie zostało to wprost powiedziane, ale myślę, że Łygas pierwsza się zgodzi, że dla drugiego faceta niekoniecznie. A dla „lwiej części kobiet” owszem. Dlaczego? Co takiego dzieje się z kobietą, że kiedy widzi mężczyznę w koszulce z nadrukiem, traci nagle całą swoją wnikliwość, empatię i zdolność wychodzenia ponad naskórkową obserwację i koncentruje się na tym, co dane tuż przed oczami? Być może znamy różne kobiety, a może Łygas sądzi po sobie, niemniej lwia część moich przyjaciółek i żeńskich znajomych nigdy nie pozwoliłaby sobie, żeby dojrzałość mężczyzny sądzić w sposób równie powierzchowny. Prawda, że jest to takie... niedojrzałe?

Moje pytanie jest retoryczne, ale Łygas zaraz potem uzasadnia swoją tezę przez odwołanie do schematu. Cóż, jeżeli ma rację, co właśnie kwestionuję, to wygląda na to, że kobiety mają w tym względzie dojmującą skłonność do pochopnego szufladkowania.

Podobnie jak określone wrażenie wywołuje kobieta w niebotycznie wysokich szpilkach po kilku widocznych operacjach plastycznych, nie mniej określone wrażenie wywołuje mężczyzna ponad 30-letni w T-shircie z nadrukiem – pisze.

Porównanie niezbyt trafne, ponieważ nieumiarkowanie w poprawianiu urody to patologia naszych czasów, tymczasem noszenie koszulek z nadrukiem patologiczne na ogół nie jest. Intencja samego porównania wydaje się jednak dość czytelna: mamy zakodowane w głowie określone schematy wrażeniowe i jeden z nich dotyczy rzeczonych 30-latków. Cały tekst Łygas zbudowany jest na odniesieniu do tego schematu i wydaje się być poniekąd walką z wyimaginowanym wrogiem. Kobiety bowiem (a jestem, jak każdy prawdziwy mężczyzna, wielkim ich znawcą) potrafią patrzeć głęboko i wychodzić poza dane naoczne. Mężczyzna w koszulce z nadrukiem może, ale nie musi być infantylny, a kobiety mają swoje sposoby, żeby dotrzeć do jego wnętrza, żeby zdjąć mu koszulkę. Najgłówniejszy mój zarzut jest jednak taki, że Łygas, ze swadą tłumacząca na różne sposoby, że noszenie przez 30-latka koszulek z nadrukami oznacza niedojrzałość, ani jednym zdaniem nie zająknęła się, dlaczego.

4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadruk jest już tak rozpowszechniony, że na dobrą sprawę sami możemy sobie robić koszulki. Gdy chcemy wykonać chociażby grawer na trofeach czy dyplomach https://www.maxsc.com.pl/grawer/trofea-dyplomy to w takim przypadku trzeba posiąść odpowiednią wiedzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli interesują was na prawdę dobrej jakości materiały z nadrukiem, polecam wam zajrzeć tutaj https://ctnbee.com/pl/druk-na-dzianinach. Firma specjalizuje się w wykonywaniu takich produktów i sądzę, że na pewno będziecie z ich jakości zadowoleni

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dla mnie to właśnie różnego rodzaju nadruki są bardzo ciekawą opcją i wiem doskonale, że na takich kwestiach warto jest się skupiać. W każdym razie chcę wam polecić znakomite ołówki reklamowe https://mediadesign.pl/kredki-i-olowki-reklamowe i są one zdecydowanie bardzo dobrym wyborem.

    OdpowiedzUsuń