W Łodzi zameldowałem się w piątek o dwudziestej, w sam raz, żeby w "Manufakturze" zjeść porządny posiłek i spacerem dość do Schillera. Kawałek, ale Piotrkowską, więc przyjemnie. Napitej i rozhuczanej młodzieży nie było nawet za dużo, a i pogoda sprzyjała. Dotarłem w sam raz na czas, choć czas, jak mnie pouczył Pietrek, w Łodzi jest względny. Faktycznie, okazało się (z czasem), że płynął i bujał się w rytm muzyki i w sposób proporcjonalny do spożytego alkoholu.
Lokal znajdował się tuż obok lokalnej siedziby PiS-u. Tej samej, w której prawie pięć lat temu doszło do mordu politycznego. Ponure sąsiedztwo i ponura historia nie miała żadnego wpływu na przebieg zdarzeń, wspominam jednak o tym jako ciekawostce faktograficznej.
Wernisaż rozpoczął się niepunktualnie o 22, lecz jak bardzo niepunktualnie, tego chyba nikt nie pamięta ("To jest Łódź, tu się płynie"), ale chyba około 23. Pietrek zdecydował, że wygłosi okolicznościowe przemówienie, cytuję je w całości: "Dziękuję za przybycie". Okoliczności obiektywne, w postaci dociekliwego jegomościa z brodą, zmusiły jednakowoż gospodarza do zrewidowania przemowy i twórczego jej rozwinięcia. Jegomość z brodą dociekał bowiem... w gruncie rzeczy nie wiadomo, czego dociekał i Pietrek musiał posuwać się do efektownych retorycznych wolt, żeby zadość uczynić jego dociekliwości. Jegomość, dodajmy, okazał się zresztą sympatyczny i na koniec przemowy jako pierwszy jął bić brawo.
Po przemówieniu na scenę wyszedł Szymon, wcześniej cierpliwie malowany przez Sandrę w barwy... nie, nie wojenne. W jakieś inne barwy.
Jego taniec też był inny. Niepokojący. Zmysłowy. Chwilami przypominał walkę, i w rzeczy samej, był walką. Szymon ściągnął z siebie koszulę i zmagał się z nią, jakby była przedłużeniem jego ciała. Nie było mu wygodnie we własnym kształcie. Targał tkaninę, szarpał i wiązał, a ona zdawała się szarpać i więzić jego. Walka o nadanie sobie kształtu chwilami zdawała się przerastać tancerza, ale ten nie poddawał się. Być może nie wiedział jeszcze, że ta walka nie ma końca i tańczyć, resp. walczyć będzie jeszcze długo po zejściu ze sceny, tymczasem jednak prezentował nam w dość ekshibicjonistyczny sposób zmagania z własną tożsamością. Kilkunastominutowy występ zakończył się, być może ku rozczarowaniu kilku widzów, happy endem. Szymon odzyskał bowiem kontrolę nad własnym ciałem, to znaczy nad swoją tożsamością, to znaczy nad swoją koszulą. Na dowód zrobił dwadzieścia pompek i imponująco opadł na podłogę w oczekiwaniu na zasłużone oklaski. Teraz pewnie walczy na innej scenie, być może przymierzając inną koszulę. Młody jeszcze jest. Kiedyś zrozumie, że żadna nie będzie pasować do końca.
Taniec Szymona możecie obejrzeć tutaj. Muzykę napisał Kacper, syn Pietrka.
Zdjęcia? Większość z nich znacie. Na każdym z nich młodzi chłopcy, którzy dopiero poszukują swojej koszuli, niekiedy paradują w pożyczonej, a niekiedy zgoła bez. Ileż to głupstw napisano na AT o tych zdjęciach! Ileż one kompleksów, agresji i bezinteresownej niechęci do drugiego człowieka wyzwoliły! AT ujawniło swoją skrywaną na co dzień, bagnistą stronę. Szczęśliwie na wernisażu byli wyłącznie ci, których nie zaślepiały przesądy i dzięki temu mogli bez uprzedzeń patrzeć na zdjęcia jak na obiekty sztuki.
Z wernisażu wracaliśmy do Justynowa w środku nocy na dwa samochody. W tamtym Maestro z żoną, uroczą Anią oraz Kasia z Jackiem. W tym, Kacper, Sandra, Daniel, Szymon i ja. Pędziliśmy dziko i w milczeniu przez przez puste ulice. Pięć posępnych postaci w ciemnym aucie. Piszczały wściekle opony, kiedyśmy w pełnym pędzie pokonywali zakręty i w szczególny sposób harmonizowały z Metronomy, którego niespokojne dźwięki nie pozwalały Kacprowi zdjąć nogi z gazu. Dojechaliśmy, zanim skończyła się noc i zanim Kasia z Jackiem zdążyli dowieźć nam Maestro i jego uroczą żonę Anię.
Do samego rana łoiliśmy whisky, a kiedy wreszcie wyszło słońce, przy stole został już tylko Maestro, Szymon i ja. I niedopita butelka.
Piotr przywitał wszystkich przemową:
Sandra maluje Szymona. Cierpliwość:
Jegomość z brodą nadaje rytm:
Szymon i jego koszula:
Na szukaniu siebie niejeden zjadł własną koszulę:
Szymon wciąż szuka własnego kształtu, dlatego taki niewyraźny:
"Piekło to inni":
Chwila na spokojną kontemplację prac:
...a kiedy wszyscy poszli:
Dziękuję Pietrkowi za zaproszenie. Więcej jego zdjęć tutaj.
niedziela, 12 lipca 2015
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz